Koteria
Warszawa ( mapka )
ul. Chrzanowskiego 13
poniedz.-piątek: godz. 9–19
sobota 9–13

tel.: 535 870 225

Dom Spokojnej Kotości

Życie w Desce

Gdy się rano budzę czuje się jakby przywaliła mnie lawina. A to nie lawina, tylko leżący mi na głowie Misio i okupujący brzuch Prosiak. I oczywiście kilka innych leżących szczelnie wokół mnie. Po chwili walki udaje mi się wstać i wykorzystując moment, gdy większość jeszcze śpi dotrzeć do łazienki.

Z łazienki do kuchni towarzyszy mi już zwarta grupa kotów - zdenerwowanych moją opieszałością w wydawaniu śniadania. Następnie niezła gimnastyka w wykładaniu zawartości puszek do miski i już - mam czas na spokojną herbatę. To znaczy na przygotowanie herbaty, bo gdy podążam w stronę leżaka już tam leży jakiś kot. Ale jakoś udaje nam się zmieścić razem. Przez chwilę wygrzewając się w porannym słońcu piję herbatę z muchą, kłakiem i źdźbłem trawy - niezapomniane wrażenie, wierzcie mi. I tak zaczyna się dzień. Porządki, kuwety (dwa razy dziennie), zakupy, Koteria, praca przy komputerze i tak do późnego wieczora.

Co więc różni mój dzień od dnia przeciętnego obywatela?

  • kłaczki
  • walka o miejsce

Kłaczki bowiem są wszędzie, różnokolorowe, dłuższe i krótkie i walka z nimi jest z góry skazana na przegraną. Wałek do czyszczenia ubrań jest dużo ważniejszym akcesorium niż szminka czy puder. Pomysł, by kupić sobie coś czarnego dawno już poszedł do lamusa, najlepsze są ubrania o nieregularnych wzorach. Ale jakoś udaje mi się ubrać w rzeczy, które nie wyglądają na zakłaczone (nie wyglądają to nie znaczy, że nie są).

Inny problem i to poważny top walka o miejsce, a właściwie można powiedzieć o przetrwanie. Pamiętam jak kiedyś straszono, że koty mogą zjeść swoich opiekunów. A po co, ja się pytam - dużo łatwiej jest doprowadzić ich do śmierci głodowej wyjadając im wszystko co jest do zjedzenia z talerza. Wszystko zaczyna się od przyniesienia zakupów - nauczyłam się rozpakowywać torby i chować produkty w czasie minuty, w innym razie wprawdzie też zostaną rozpakowane, ale tylko nieliczne będzie można schować. Reszta zostanie spróbowana w najlepszym razie, a w najgorszym pożarta - za duży kawałek wołowiny, nie ma sprawy jest przecież jeszcze pies, który zawsze chętnie posprząta resztki. Jeśli jednak udało mi się uratować produkty mogę zająć się robieniem posiłku. Po krótkiej walce o blat kuchenny, na którym śpi Lisek (to znaczy nie śpi, tylko udaje by mieć baczenie co się robi na blacie) udaje mi się coś upichcić. Ok, można wołać rodzinę na obiad - i tutaj następuje dalsza walka o miejsce, a dokładnie kto pierwszy siądzie na krześle - pamiętacie na pewno taką grę towarzyską - krzeseł jest mniej niż grających i trzeba szybko znaleźć sobie miejsce, bo inaczej wypada się z gry. Tutaj gra jest zmodyfikowana - krzeseł jest tyle ile trzeba, ale większość już zajęta przez koty. Potem jemy, połykając z poczuciem winy pod obstrzałem oczu całkowicie głodnych kotów. Mają miny jakby nie jadły od miesiąca (nie licząc oczywiście tego co upolowały z toreb z zakupami, ale tego już nikt nie pamięta) i wlepiają błagalne spojrzenie w stół. To znaczy niektóre - te mają za zadanie odwrócić naszą uwagę poprzez wywołanie współczucia. W tym czasie pozostałe starają się ściągnąć z talerza co lepsze kąski. Przeważnie z dobrym skutkiem. Ok, udało się jednak coś zjeść i można zasiąść do pracy przy komputerze. Piszę na umyślnie, że przy komputerze, nie dlatego by się chwalić, że mam, ale dlatego że przy biurku trudno pracować, na nim leży bowiem kot. Staram się strącić jego łapę z klawiatury, bo nigdy nie wiem co wciśnie. I jakoś praca idzie, do momentu gdy inny kociasty - najczęściej Rudy Kotek nie postanowi przejść przez klawiaturę (bo resztę jak wspomniałam zajmuje inny kot) by położyć się na swoim posłanku (oczywiście i mnie i jemu byłoby wygodniej gdyby dotarł tam inną drogą). Raz, dwa i część pracy poszła sobie w niebyt - nikt chyba nie robi tak często backupów jak ja. Nie wspominając już o mimochodem strąconym kubku z długopisami i zrzuconych fakturach, które właśnie wprowadzałam do systemu. I w ten sposób zmierzamy ku nocy czyli ostatnim polu walki o miejsce. Oczywiście chodzi o łóżko. Jak idę późno spać to już jest właściwie całe zajęte i ruchem wężowo-pełzającym mogę tylko usiłować dostać się pod kołdrę, co nie jest łatwe. Jak zdarzy mi się pójść wcześniej na spoczynek (bo koty były szybsze przy rozpakowywaniu zakupów, a potem wygrały przy stole czyli jestem osłabiona głodem, a pracować nie mam jak, bo nie tylko biurko ale i klawiatura zajęta przez drzemiące kocury) moja sytuacja jest dużo lepsza - to ja zajmuję główne miejsce na łóżku, mogę się opatulić kołdrą i ułożyć wygodnie, co jest bardzo ważne bo za chwilę przyjdą koty i tak się wokół ułożą, że mumia faraona miała więcej miejsca. A rano… to już napisałam na początku.

AW

szukaj: 
facebook
Fundacja dla Zwierząt ARGOS, 04-886 Warszawa, ul. Garncarska 37A, KRS: 0000286138
tel. 22 615 52 82 | e-mail: fundacja@argos.org.pl | http://www.argos.org.pl
Bank PEKAO SA 47 1240 6133 1111 0000 4808 5915
Ośrodek KOTERIA ul. Chrzanowskiego 13, Warszawa, tel. 535 870 225
Kierownik Ośrodka Anna Wypych: tel. 603 651 044 | Lekarz weterynarii Iwona Kłucińska-Petschl tel. 502 642 932